Czasy są niewątpliwie ciekawe. Z jednej strony taki Elon Musk i jego SpaceX, powoli, acz systematycznie realizuje ambitny plan kolonizacji kosmosu. Rakieta wielokrotnego użytku? Odhaczone. Kim Dot Com po cichu pracuje nad MegaUpload 2.0, wykorzystującym protokół Bitcoina do szyfrowania i zabezpieczania plików w swojej chmurze, co ma być ostateczną obroną przed np. FBI, które autorytarnie zamknęło pierwszą wersję serwisu w 2012r. Naukowcy odkrywają coraz to nowe możliwości mózgu, lekarstwa na choroby, teorie wzbogacające lub stawiające na głowie nasze myślenie o wszechświecie. Czuć w powietrzu zapach nowej cywilizacji, podświadomie wiemy, że już czas, możemy tam być, chcemy zobaczyć, jak to jest żyć w świecie z filmów sci-fi, jest to przecież na wyciągnięcie ręki.
Z drugiej zaś strony, wciąż zmagamy się ze starymi problemami, do znudzenia powtarzającymi się niczym zacięta płyta w gramofonie. Podział na biednych i bogatych, który nie chce zwolnić, a wręcz przyśpiesza. Podział na lewaków i prawilnych. Podział na zdrajców narodu i patriotów. Humanistów i ścisłych, białych i czarnych, homo-hetero, kobiety i mężczyzn. Każda grupa zamyka się w swojej enklawie i twierdzi, że wszystkie inne chcą jej szkody. Musi więc walczyć. Odgradza się więc i izoluje jeszcze bardziej, co w tak rozczłonkowanym i podzielonym społeczeństwie zakrawa o masochizm. Z jednej strony jeszcze nigdy nie mieliśmy tak oczywistego obrazu, że stać nas jako cywilizację na więcej, z drugiej – jeszcze nigdy tak konsekwentnie tego nie marnowaliśmy. Debaty publiczne, jeśli się odbywają, polegają na przeciąganiu liny w swoją stronę, nikt nie zauważył jednak, że lina już dawno pękła. Nikt nie chce zmienić swojego zdania, ale zawsze oczekuje tego od oponenta. Ludzie obrzucają się gównem z czystej satysfakcji, bo wiedzą, że żadnej innej w życiu nie doświadczą. Game over, kontynuacji nie ma. Sam nie zrobię niczego wartościowego? To chociaż umniejszę wartości innym, w sumie wychodzi prawie na to samo. Tylko z czym zostajemy na końcu? Ze światem pełnym krzyczących, pełnych roszczeń nastolatków schowanych pod maską tytułów naukowych i piastowanych wysokich stanowisk. Ludźmi, którym powierzamy przyszłość naszych dzieci i do których mamy wieczne pretensje. Jak często mamy jednak pretensje do siebie?
W nagłówku tego wpisu pozwoliłem sobie sparafrazować tytuły filmów i książek, które sprzeciwiają się osobie Donalda Trumpa, kontrowersyjnego biznesmena-celebryty, a od niedawna 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wielu z moich znajomych po ostatnich wyborach w USA podzieliło się na wygodne dwa obozy. Pro-Hillary słusznie wytykają kandydatowi Republikanów seksizm, rasizm, populizm. Wieszczą koniec świata i straszą przeprowadzką na Marsa. Drugi obóz krzyczy, że dobrze się stało, że to koniec rządów lewaków, że hołotę trzeba prać, a kobiety do garów. Kiedy słucham obu, trochę jest mi ich szkoda, a trochę chce mi się rzygać.
Z nadzieją wypatrywałem jaskółek, które świadczyłyby, że jednak są na tym świecie ludzie z większym dystansem, baczni obserwatorzy, umysły, które obejmują większą część układanki. Ci, dla których „wybór” między Trumpem a Clinton nie będzie oczywisty, a zobaczą w nim coś więcej, chociażby kiepski żart. Jednym z nich okazał się Russel Brand, brytyjski komik.
W swoim niedawnym wideo bardzo trafnie opisuje groteskę wyborów w USA, ale też nie mniej groteskowe reakcje ludzi na ich wynik. Przytacza słowa Thomasa Franka z The Guardian, który mówi:
„Liberalizm, jako system polityczny, zawiódł tak wielu ludzi, że stracili w niego zaufanie i wiarę.”
Ludzie nie ufają już sloganom w stylu „Głosuj na Hillary Clinton, będzie lepiej, zaopiekujemy się Tobą”, ponieważ ludzie, do których mówisz, żyją już w pewnym sensie w post-apokaliptycznym świecie. Nie możesz mówić, że będzie źle, jeśli opuścimy Europę (odnośnie Brexit), kiedy już jest źle. Nie możesz mówić, że wybierając Trumpa będzie źle, jeśli świat, w którym żyją (Amerykanie) już jest dostatecznie zepsuty.
A potem dodaje:
Musimy stworzyć świat, gdzie Donald Trump nie jest potrzebny. Bo jeśli tego nie zrobimy, nie możemy się dziwić, że zostaje on prezydentem.
Koleś jest śmieszkiem, ale gada do rzeczy. Z jednej strony nie można winić ludzi, że nie wiedzą co dzieje się na świecie i że nie ogarniają wydarzeń, które rozciągają się na przestrzeni kilku dekad. Z drugiej jednak ci sami ludzie mają czelność mówić, że mają rozwiązanie na wszystkie nasze problemy. Zbudować mur. Podnieść podatki. Zakazać, ograniczyć, zbombardować. A my, jak głupie owieczki, łykamy to i bezmyślnie powtarzamy. Bo w grupie czujemy siłę, czujemy przynależność, jednak nie widzimy, jak łatwo dajemy się manipulować strachem. Naprawdę, ciężko nie pokusić się o rolę władcy marionetek w dzisiejszym świecie, skoro sami przywiązujemy do siebie sznurki. To jest po prostu zbyt łatwe!
Wybór Trumpa na prezydenta mówi jeszcze jedną ważną rzecz. Ludzie którzy go wybrali, desperacko potrzebują zmiany. Głosowali na niego także czarnoskórzy i kobiety. I nawet jeśli przewodzić miałby nimi oszust, mizogin i zwyczajny burak, nie chcą powtórki serialu. To pokazuje, jak trudna jest ich sytuacja i jak głęboko zakorzeniona. Gdyby Demokraci wiedzieli, jak blisko ściany czują się obywatele USA, nie ryzykowaliby z Clinton i wrzucili na ring Berniego Sandersa, który cechował się podobną retoryką co Trump.
Kolejny człowiek, z którym ciężko mi jest się nie zgodzić, to Edward Snowden. Niedawno udzielił wyczerpującego Q&A dla stacji RT. Wybrałem cytat dotyczący właśnie kwestii wybrania Trumpa na prezydenta, choć polecam całe wideo:
Powinniśmy być ostrożni, pokładając zbyt wiele nadziei w wybranych oficjelach lub nadmiernie się ich lękając. Koniec końców, to tylko prezydent. Jeśli chcemy zbudować, żyć, cieszyć się owocami lepszego świata, jeśli chcemy być pewni, że prawa, które są zapisane w naszych kodeksach, są naprawdę solidne, że żyjemy w zgodzie z nimi i przekazujemy je naszym dzieciom, to nigdy nie będzie to praca polityków. To może być jedynie praca ludzi, populacji. (…) Jeśli chcemy mieć lepszy świat, nie możemy mieć nadziei w Obamie i nie powinniśmy bać się Donalda Trumpa. Raczej powinniśmy zbudować go samemu.
Przekaz podobny, do znudzenia mógłbym go powtarzać. To ludzie kształtują swoją rzeczywistość. Nie jeden człowiek, nieważne, czy jest prezydentem, czy robotnikiem. To ludzie, którzy mają potencjał inspirować się nawzajem, pracować w imię wspólnej idei, w systemie, który jest szczelny i sprawiedliwy. Politycy i korporacje nie chcą takiego systemu, więc nie liczmy, że go za nas zrobią.
Mógłbym wiele miejsca poświęcić na obrzucanie gównem zarówno Trumpa jak i Clinton i zapewniam Was, że to, które bardziej śmierdzi, zaskoczyłoby znaczną większość. Nie chodzi jednak tutaj o to, kto jest bardziej zepsutym człowiekiem, ale kto ma większą wolę odciąć się i zagrać na nosie 1% osób, które wykorzystują swoją pozycję, by eksploatować pozostałe 99% powyżej granic przyzwoitości. Chodzi o ścieżkę, jaką wybierze gatunek ludzki, czy dalej będzie bezpiecznie zamknięty w klatce uprzedzeń i podziałów, wojenek i egoizmu, obrzydłej, ale tak znajomej i bezpiecznej. Trump nie zmieni dla nas świata, o nie. Ale może ugrać trochę czasu dla tych, którzy mają odwagę to zrobić.